Godziemba Godziemba
685
BLOG

Bitwa niepodległości (1)

Godziemba Godziemba Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

W dniach 4-6 lipca 1916 roku miała miejsce pod Kostiuchnówką największa bitwa, w której uczestniczyli żołnierze Legionów Polskich.

     W trakcie kwietniowej narady w Mohylewie z udziałem szefa sztabu wodza naczelnego wojsk rosyjskich gen. Aleksiejewa podjęto decyzję o przeprowadzeniu ofensywy na froncie zachodnim. O przyjęciu wariantu ofensywnego zadecydowało poparcie udzielone przez gen. Brusiłowa, ówczesnego dowódcę Frontu Południowo-Zachodniego. Został on także odpowiedzialny za przygotowanie ostatecznego planu ofensywy.

     Opracowany przez niego plan ofensywy na Wołyniu zakładał uderzenie czterech korpusów wchodzących w skład rosyjskiej 8 armii na osiemnastokilometrowy odcinek frontu w kierunku Łucka.  Naprzeciw sił rosyjskich dowodzonych przez gen. Brusiłowa stała grupa armii dowodzona przez niemieckiego generała von Linsingena.

     Rozpoczęta w dniu 4 czerwca 1916 roku rosyjska ofensywa gen. Brusiłowa zaskoczyła dowództwa austro-węgierskie i niemieckie, które ufając rozbudowywanym przez kilka miesięcy umocnieniom polowym oraz lekceważąc przeciwnika, osłabiły swe jednostki na wschodzie, wysyłając ich część na front włoski.

    Już drugiego dnia natarcia Rosjanie rozerwali front pod Łuckiem, a w ciągu dziesięciu dalszych dni Rosjanie rozszerzyli obszar natarcia na Bukowinę oraz Polesie. Doszło też do walk z udziałem Polaków. Jako pierwsi z nieprzyjacielem starli się żołnierze II Brygady pod Hruziatynem, Tumanem i Hołuzją.

     Sukcesy te nie zostały w pełni wykorzystane ze względu na decyzje podjęte przez gen. Aleksiejewa. Niezrażony wstrzymaniem natarcia dowódca Frontu Południowo-Zachodniego rozpoczął przygotowania, które doprowadziły do bitwy pod Kostiuchnówką.

     Jednostki polskie (I i III Brygada Legionów) zajmowały podmokły teren, który dodatkowo utrudniał działania obronne przez niekorzystne usytuowanie sieci rzek. Sytuację poprawiały jednak bagna, które utrudniały możliwość podejścia przez wojska rosyjskie.

    Polacy stacjonowali w rejonie: Optowa-Kostiuchnówka-Wołczeck i bronili trzech linii umocnień. Najbardziej wysuniętym stanowiskiem była tzw. Reduta Piłsudskiego – wysoka, piaszczysta wydma, wznosząca się między bagnami i rozlewiskami przecinającej stanowiska obronne rzeki Garbach.  Za nią znajdował się obszar ziemnych fortyfikacji w pobliskim lesie (tzw. Polski Lasek i Lasek Saperski). Znajdujące się tam siły broniły dostępu do okolicznych miejscowości. W jednej z nich – osadzie wzniesionej przez Polaków, nazwanej Legionowem – znajdowała się Komenda Legionów. Całością polskich sił dowodził gen. Stanisław Puchalski. Z kolei Piłsudski kwaterował w oddalonym o kilka kilometrów Karasinie.

    Dysproporcja sił obu stron była znaczna – legioniści mieli ok. 5,5 tysiąca strzelców i 800 ułanów. Rosjanie dysponowali 13 tysiącami piechoty i 3 tysiącami kawalerii z 46. Korpusu Armijnego. Przeciwnik miał też dużą przewagę w artytleri dysponując ok. 120 działami. Na stanie polskich oddziałów znajdowało się 49 ciężkich karabinów maszynowych, 26 dział oraz 15 moździerzy.

    Natarcie Rosjan zostało poprzedzone huraganowym ogniem artylerii rosyjskiej, kierowanym z balonów obserwacyjnych. Szczególne nasilenie ostrzału skierowane było na „redutę Piłsudskiego”. „W gruzy szły szańce, – zapisał uczestnik walk Marian Kukiel - belkami zdruzgotanymi przywalając tam ludzi, druty przed prawym skrzydłem częściowo zniknęły, jedno stanowisko ciężkiego karabinu maszynowego było rozbite, karabin uszkodzony, luneta pogrzebana, połączenia drutowe (telefoniczne – Godziemba) wszystkie zerwane, ziemianki waliły się jak domki z kart. Przechodząc wzdłuż pozycji, widziałem moich ludzi pokaleczonych, wytarzanych w ziemi i bagnie” .

    Inny z uczestników bitwy zanotował: „Ogień, dym, kurz tworzą upiorny obraz dookoła. Słońce znikło nam z oczu”. Straszne wrażenie robiły eksplozje na legionowym cmentarzu które spowodowały wyrzucanie na powierzchnię i w powietrze wcześniej pogrzebanych szczątków ludzkich. Szczególnie silnie ostrzeliwano Redutę Piłsudskiego i Polski Lasek. Około południa, kiedy ogień czasowo ustał, na Reducie pojawił się nieoczekiwany gość. Jak wspominał Sławoj Składkowski, lekarz w I Brygadzie: „Komendant ma zamiar iść na redutę. (…) Tam na ścieżce walą bez ustanku Moskale. Zabiegamy więc drogę, ale nie śmiemy nic mówić (…). Był na reducie (w V batalionie), koło półtorej godziny. (…) Pobyt Komendanta, jego rozmowy z żołnierzami dodały otuchy naszym chłopcom”.

     Bój toczono w upale, co też wpływało na kondycję fizyczną żołnierzy. „W ciężkiej kurzawie błyskały jeno raz w raz języki ognia, a dym wlókł się ociężale, szary i siny. Powietrze stało się ciężkie, smrodliwe, dym wżera się w piersi, gryzący, ostry, drażniący oczy, oczy przestają widzieć, uszy słyszeć. (…) Nie widać okopów, nie widać drutów, nie widać ludzi, nie widać nic” – opisywał żołnierz Legionów Wacław Lipiński.

    Pod wieczór pierwszego dnia walk Rosjanie ponowili frontalne natarcie, Polacy stanęli na wysokości zadania. „Gęste masy przeciwnika, które wyłoniły się od dworu Kostiuchnówki i lasu na północ od dworu podpuszczono blisko pod druty. (…) Wówczas huknęła salwą polska linia, odezwały się karabiny maszynowe, siejąc śmierć w szeregach wroga. Moskale rzucili się w popłochu do ucieczki” – relacjonował Piłsudski.

     Nawały ogniowej nie wytrzymali jednak sąsiedzi z prawego skrzydła, żołnierze 128. Brygady z 53. Dywizji Piechoty Honwedów, którzy rozpoczęli odwrót ze stanowisk, co zagroziło pozycjom zajmowanym przez Polaków. Pomimo przejściowych sukcesów kontrnatarcia Polaków i Węgrów, nie udało się odrzucić Rosjan na pozycje wyjściowe. Zagrożeni okrążeniem i odcięciem Polacy musieli opuścić część stanowisk pierwszej linii obrony.

        Polskie uderzenie nad ranem 5 lipca jedynie przejściowo zakończyło się powodzeniem. Zbyt duża przewaga Rosjan nie pozwoliła powrócić na pozycje obronne z poprzedniego dnia.

     Podobnie jak dzień wcześniej, walki drugiego dnia rozpoczęły się huraganowym ostrzałem artylerii rosyjskiej. „Polski Lasek wyglądał jak wulkan ziejący ogniem i dymem, ponad którym ukazywały się olbrzymie słupy ziemi, wyrzucanej ciężkiemi granatami lub całe drzewa wyrywane z korzeniami. – napisali Węgrzecki i Zieliński - Padały jak domki z kart jedna po drugiej ziemianki, zasypywały się okopy, grzebiąc ludzi i broń.”

     Niestety nowe pozycje stanowiły o wiele gorsze zabezpieczenie. Jak wspominał Roman Starzyński: „Tam pod Kostiuchnówką mieliśmy wspaniałą pozycję z granatnikami, lisimi jamami,  tu na lizjerze lasu nie tylko cel stanowimy niezmiernie widoczny, ale okopki liche nie chroniły przed ogniem karabinowym, nie mówiąc już o ogniu artylerii.”.Przybywało wyczerpanych walką i ostrzałem żołnierzy, którzy –  doznawszy wstrząsu – nie byli w stanie kontynuować walki. Oficerowie musieli grozić użyciem broni, tak jak legionowy lekarz Felicjan Sławoj Składkowski, który "z pistoletem w garści zatrzymywał uciekających, zbierał, formował tyralierę”.

     Przygotowywano uderzenie siłami II i III batalionu 3 pułku piechoty wspartymi dwiema kompaniami honwedów. Dowodził tą grupą płk. Henryk Minkiewicz. Celem miało być odzyskanie newralgicznego punktu, jakim była Polska Góra. Atak zakończył się zdobyciem wzgórza, ale późnym popołudniem, po wycofaniu się ponownie sił austro-węgierskich, część kompanii dostała się do niewoli, a część musiała wycofać się po ciężkich walkach.

      Pogarszająca się sytuacja I Brygady spowodowała zaangażowanie do działań obronnych nawet kompanii saperów. Drugi dzień walk spowodował opuszczenie na prawym skrzydle drugiej pozycji obronnej. Lewe skrzydło wojsk legionowych, obsadzone przez III Brygadę, w dużej części pozostawało jeszcze na pierwszej linii obrony.


      W końcu, pod naporem wroga, żołnierze Legionów zostali zepchnięci na trzecią linię umocnień. Obrońcy byli już wyczerpani. „Żar słoneczny, istny żywy ogień z nieba, nawałnica artyleryjska, potęgowana echami lasu, widok grupujących się bezkarnie do nowego ataku mas wroga, brak pożywienia, a przede wszystkim wody, wszystko to w sposób deprymujący działało na żołnierzy” – pisał legionista Marian Dąbrowski.


        Szósty dzień lipca rozpoczął się od przegrupowania poszczególnych formacji legionowych. Najbardziej wyczerpane walką bataliony I Brygady zostały zastąpione bądź wzmocnione ułanami i żołnierzami innych brygad. Rozpoczęty rano atak rosyjski miał, według strony rosyjskiej, ostatecznie przełamać obronę. Przeprowadzona w południe szarża kawaleryjska w okolicach Wołczecka miała stać się zaczątkiem pogoni za wycofującymi się Polakami. Jednak i w tym wypadku Polacy odparli atak Rosjan.

        Ostatecznie, w związku z fatalną sytuacją spowodowaną przełamaniem obrony na skrzydłach, 6 lipca w godzinach popołudniowych, Komenda Legionów nakazała swym oddziałom opuszczenie zajmowanych pozycji. „Schodziliśmy zawsze ostatni z pola walki” – podkreślił Komendant I Brygady. Polacy wycofali się za linię rzeki Stochód, gdzie niebawem, po stabilizacji frontu, walki przybrały charakter pozycyjny.

      Jakkolwiek żołnierze Legionów musieli wycofać się, wykonali swoje zadanie, znacząco opóźniając wrogą ofensywę. Dzięki temu front nie został przerwany, a wojska austro-węgierskie wycofały się unikając okrążenia nad Styrem.

CDN.

Godziemba
O mnie Godziemba

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura