Godziemba Godziemba
1067
BLOG

Afera Mikicińskiego (1)

Godziemba Godziemba Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Polskie władze emigracyjne lekkomyślnie korzystały w latach 1939-1940 z pośrednictwa Samsona Mikicińskiego w przerzucaniu pieniędzy dla konspiracji w kraju.

Samson Mikiciński urodził się w spolonizowanej rodzinie żydowskiej w lutym 1895 roku w okolicach Bielska Podlaskiego. Studiował w Petersburgu, następnie służył w armii rosyjskiej. Po wybuchu po rewolucji bolszewickiej walczył w armii Denikina, a następnie osiadł w Paryżu. Tam zajmował się podrabianiem weksli, a po przeprowadzce do Berlina wprowadzał do obiegu fałszywe dolary.

W Polsce pojawił się w 1928 roku jako przedstawiciel firm francuskich. Próbował także prowadzić interesy z Sowietami. Zwróciło to uwagę II Oddziału Sztabu Generalnego. Mikiciński został współpracownikiem polskiego wywiadu. Nie trwało to jednak długo, gdyż Mikiciński znalazł inne dochodowe zajęcie – umożliwiał legalne opuszczenie granic III Rzeszy Żydom.

W połowie lat 30. zatrudnił się  warszawskim biurze podróży Argos. Pozyskane kontakty umożliwiły mu zainwestowanie posiadanych środków w wykup 50% akcji Polturu - innej firmy turystycznej. Zajmowała się ona pomaganiem niemieckim i austriackim Żydom w emigracji do krajów Ameryki Południowej.

Podróżował po Europie z paszportami klientów i hurtowo kupował wizy od przedstawicielstw państw Ameryki Południowej. Jego działalność wspierana była przez wywiad niemiecki – jego łącznikiem był  kapitana Ericha Nobisa z wrocławskiej Abwehry.

Podczas jednej z podróży poznał Hectora Brionesa Luco, chilijskiego dyplomatę, który zaoferował mu pracę przy uruchomieniu poselstwa w Warszawie. Do wybuchu wojny sprawa ta nie została sfinalizowana. Mikiciński uzyskał jednak chilijski paszport dyplomatyczny.

Po wybuchu wojny niemiecko-polskiej przez Wilno i Kowno przedostał się do Rygi, a stamtąd wyjechał do Brukseli, gdzie  charge d,affaires w Belgii Hector Briones Luco mianował go szefem swojej kancelarii, co było fikcją mającą ułatwić obu panom prowadzenie interesów w Europie.

Chilijski paszport umożliwiał mu przemyt dużych kwot przez granice i  raz w tygodniu odbywał podróż na trasie Bruksela – Paryż – Bruksela. Przewoził francuskie franki, wymieniając je oficjalnie w Belgii na dolary, które w Paryżu ponownie zamieniał na franki. Szybko zarobił znaczne pieniądze, ale czas wielkich interesów miał dopiero nadejść.

Zaoferował polskiemu rządowi przewóz pieniędzy dla tworzącego się ruchu oporu w kraju. W tym celu otrzymał  od Brionesa Luco nominację na konsula chilijskiego w Warszawie. Nikogo nie zastanawiało, że Niemcy w tym czasie likwidowali neutralne placówki dyplomatyczne nad Wisłą, ale w przypadku Chile zrobili wyjątek.

Na początku grudnia 1939 roku przewiózł ponad półtora miliona złotych przeznaczonych na działalność Związku Walki Zbrojnej w Polsce. Akcję umożliwili mu oficerowie Abwehry.

Po jego odjeździe do kraju u gen. Sosnkowskiego – Komendanta Głównego ZWZ zjawili się oficerowie II Oddziału z ostrzeżeniem przed kontaktami z nim, jako osobą podejrzewaną pracę na dwa fronty. „Od chwili otrzymania ostrzeżenia – pisał gen. Sosnkowski w liście do prezydenta Raczkiewicza – co do Mikicińskiego nakazałem zerwać z nim wszelki kontakt. Wiem natomiast, że przez długi czas używał go Oddział Polityczny, na czele którego stał prof. Kot. Mikiciński jeździł do kraju po raz drugi w lutym 1940 r. i wtedy prof. Kot zwrócił się do mnie z naleganiem bym przy tej okazji wysłał pieniądze również dla organizacji wojskowej w Kraju”.

Niezależnie od  decyzji gen. Sosnkowskiego o zaprzestaniu korzystania z usług Mikicińskiego przy przemycaniu środków finansowych dla ZWZ, Mikiciński na wiosnę 1940 roku wydostał z kraju zarówno żonę gen. Sosnkowskiego jak i córkę gen. Sikorskiego. 

Stanisław Kot nie miał takich skrupułów i zadecydował o kontynuowaniu współpracy z Mikicińskim. Rząd polski posiadał znaczne kwoty polskich złotych, bezużytecznych na emigracji, a będących wciąż ważnym środkiem płatniczym w Polsce. Wobec niemieckich planów wymiany pieniędzy sprawa była niezwykle pilna, a kurierzy mogli przewieźć stosunkowo niewielkie sumy.

Kot tłumaczył się ze współpracy z Mikicińskim twierdząc, ze „nie zapytał się o żaden szczegół związany z ruchem podziemnym, nie otrzymał żadnych instrukcji ani informacji dla organizacji podziemnej. (…) Otrzymał też adresy dwóch rektorów uniwersyteckich (w Krakowie i Warszawie) aby im doręczyć pieniądze na utrzymanie profesorów wszystkich szkół akademickich i koszta tajnego nauczania”. Wbrew zapewnieniom Kota Mikiciński wielokrotnie przywoził z kraju listy od osób związanych z konspiracją do gen. Sikorskiego oraz ministrów jego rządu, w tym także samego Kota.

Jednocześnie Kot przyznawał, iż „Mikiciński uprzedził mnie, że w rozmowach ze swoim przyjacielem oficerem musi coś niecoś opowiedzieć o sytuacji za granicą i prosił aby mu wszystko podyktować co sobie życzymy, aby powiedział i jak ma sytuację naświetlić. Chodziło mu tylko o charakterystykę ogólną, żadnych szczegółów”. Zdumiewająca naiwność!

Przewoził do okupowanego kraju ogromne sumy dla ruchu oporu, pobierając sowitą prowizję. Jednocześnie działał na rzecz osób prywatnych. W Rumunii i na Węgrzech przebywało wielu internowanych oficerów, część chciała przekazać rodzinom do kraju posiadane pieniądze, inni byli zainteresowani wywiezieniem z Polski kosztowności i dewiz ukrytych po wybuchu wojny. Konsul przyjmował niemal każde zlecenie, pobierając prowizje sięgające 30 proc.

W Warszawie zachowywał się w sposób urągający wszelkim zasadom konspiracji. Nie krył swoich kontaktów z oficerami Abwehry oraz gestapo,  odwiedzał siedzibę Gestapo na Szucha, ostentacyjnie pił z oficerami niemieckimi w najlepszych warszawskich restauracjach.

Zainteresowane osoby – wspominał pułkownik Kazimierz Iranek-Osmecki – poszukiwał telefonicznie, wzywał do siebie lub wyznaczał im miejsca spotkania w lokalach publicznych. Wiele osób zrezygnowało wskutek tego z zaofiarowanych kwot, inne, czując się zagrożone, zmieniały mieszkania i przechodziły do konspiracji".

Żadna osoba, co warto podkreślić, z którą konsul miał kontakt w Warszawie, nie została aresztowana, a jego akcje kończyły się powodzeniem. Niemcom zależało na jak najlepszym rozpoznaniu polskiej konspiracji, nie zamierzali więc palić swojego agenta.

Mikiciński – dalej wspominał Osmecki – podczas przyjazdów do Polski był pod ścisłą kontrolą Abwehry, chociaż odwiedzał też biura Gestapo przy alei Szucha. Jego stałymi »aniołami stróżami« byli dwaj oficerowie Abwehry z placówki we Wrocławiu. Zostało stwierdzone, że oficerowie ci towarzyszyli w jego podróżach przez Polskę w samochodzie ze znakami obowiązującymi w Rzeszy. Podczas pobytu Mikicińskiego w Warszawie zjawiał się czasem kapitan Erich Nobis i kontaktowali się ze sobą. Kapitan Nobis przynależał do centrali Abwehry w Berlinie lub do jej placówki we Wrocławiu".

Konsulat Chile wystawiał honorowane przez Niemców wizy wyjazdowe, otrzymywali je nawet polscy Żydzi. Potrafił nawet wyciągnąć Karola Eigera (polskiego Żyda), który był szwagrem Zygmunta Gralińskiego, wiceministra sprawa zagranicznych w rządzie Sikorskiego. z obozu koncentracyjnego. Za ten czyn otrzymał Krzyż Orderu Odrodzenia Polski.

Mikiciński  pobierał za swoje usługi solidne wynagrodzenie, nie był jednak wybredny i przyjmował wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Dzieła sztuki, biżuterię, futra, dywany, alkohole. W efekcie konsulat przy Frascati przypominał skład luksusowych towarów.

CDN.

 

Godziemba
O mnie Godziemba

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura